Rozdział 2: Festyn
Po południu atmosfera w mieście diametralnie się
różniła od tej, która panowała rano. Mieszkańcy ozdabiali swoje domy i ulice
najróżniejszymi ozdobami, kwiatami, przewieszonymi między domami barwnymi
materiałami oraz wystruganymi z drewna księżycami i słońcami. Ludzie swobodnie
ze sobą rozmawiali przygotowując dekoracje i potrawy, których apetyczny zapach
roznosił się po wiosce. Dorośli ustawiali stoły i krzesła między domami, a
dzieci biegały, krzyczały i ustawiały lampiony między domami. Czym bardziej słońce
schylało się ku zachodowi, tym atmosfera w mieście coraz bardziej się rozluźniała. Ludzie
swobodnie i głośno rozmawiali, a swoje obowiązki wykonywali coraz wolniej.
Gdy nastał wieczór, a wioska była przepięknie
przystrojona, z chaty wyszła Rose. Dziewczyna uplotła swoje kasztanowe włosy w
warkocz, który podkreślał jej brązowe oczy. Ubrana była w prostą białą sukienkę
zrobioną na drutach, która idealnie pasowała na jej drobną i szczupłą sylwetkę.
Na serdecznym palcu prawej ręki widniał złoty pierścionek ze szmaragdem w kształcie
półksiężyca.
Dziewczyna podeszła do głównej części wioski, gdzie
zgromadziło się najwięcej ludzi. Wszystkie pary oczu skierowały się na
dziewczynę, która swoją młodą osobą wyróżniała się w tłumie. Większość
mieszkańców stanowiły osoby starsze i dzieci, a nie młodzież jak Rose. Kobieta,
która rankiem odwiedziła dziewczynę, podeszła do niej.
-Wyglądasz przepięknie w tej sukni, Rose- Odezwała się
kobieta głosem pełnym zachwytu.- Sama uplotłaś warkocz?
-Tak, proszę pani- Odpowiedziała nieco zmieszana dziewczyna,
która nie była przyzwyczajona do chwalenia jej wyglądu. Zazwyczaj ubierała się
w stare ubrania robocze, które często dawała do zszycia i cerowania kobietą z
wioski.
-Nie mów do mnie pani, przecież jesteś już dorosła. Mów
mi po imieniu-Głos jej był pełen współczucia
-Dobrze
Elizabeth- Dla Rose te słowa brzmiały dziwnie, nigdy nie nazywała Elizabeth po
imieniu.
-Musisz
wiedzieć, że bardzo przypominasz swoją matkę, tylko że ona miała zielone oczy-
W głosie Elizabeth czuć było tęsknotę. Kobieta poprawiła ręką swoje długie
czarne włosy i kontynuowała- Tak jak ty często chodziła do lasu i spędzała dużo
czasu w swojej chacie. Tylko ona zapuszczała się tak daleko do gaju. Aż do dnia,
kiedy tam zaginęła.
-Dobrze
o tym wiem-Jej brązowe oczy zalśniły od łez. Jej tęczówka na ułamek sekundy
przybrała ciemno fioletowy kolor- Teraz pozwól, pójdę dalej- jej głos pełen
smutku się załamał, a dziewczyna nieco chwiejnym krokiem poszła dalej mijając
Elizabeth. Gdy kobieta straciła dziewczynę z oczu, Rose uroniła łzę, która
delikatnie spłynęła po jej policzku, aż spadła na ziemię. W miejscu, gdzie
upadła, wyrósł przebiśnieg.
Dziewczyna
skierowała się do największego stołu, który wyłożony był najróżniejszymi
potrawami. Rose sięgnęła ku potrawą, ale nie wzięła niczego z nakrycia. W jej
dłoni pojawiło się jabłko, za którego spożycie zaraz się zabrała. Gdy został
sam ogryzek, ścisnęła go w dłoni, a gdy otworzyła ją, nie było śladu po owocu.
Rose
odeszła od stołu i zaczęła poważnie dyskutować z mieszkańcami, omijając
Elizabeth. Za każdym razem, gdy dziecko ją mijało, czuła tęsknotę za swoim
krótkim dzieciństwem, które zakończyło się tamtego dnia…
Niezłe,zapraszam również do siebie
OdpowiedzUsuńNa pewno niezwykłe oraz bardzo ciekawe opowiadania. Super pisz dalej, z niekłamaną przyjemnością będę czytać.
OdpowiedzUsuń