Spacer według Optymistki

Mimo tego, że prawie miesiąc nie publikowałem postów, aktywnie zareagowaliśmy na informacje, że w tym tygodniu pojawi się post. Jestem wam za to wdzięczny, daliście mi motywacje do napisania tego posta. Tak w ogóle, w międzyczasie blog przekroczył 6 tysięcy wejść, a strona na Facebooku 60 obserwatorów.
Spacer według Optymistki
Ma prawa stopa w skórzanym obuwiu wpadła w czeluści kałuży, rozpryskując krople wody dookoła na wilgotny od ciągłych opadów deszczu bruk. Nie zwracając na to większej uwagi podążałam dalej. Po mojej czarnej, zimowej kurtce spływał deszcz. Na ramieniu miałam skórzaną torbę, wypełnioną książkami.
Podążałam na lekcję gry na fortepianie, gdy poczułam wewnętrzną pustkę. Nic nie jadłam od wczesnego obiadu w szkole. Rozejrzałam się po okolicy, szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłabym umorzyć swój ludzki głód. Po drugiej stronie ulicy, na parterze eleganckich, nowoczesnych bloków stało kilka piekarni i marketów spożywczych, jednej z wielu sieci. Jednak najbliższe przejście na drugą stronę było zbyt daleko- za przystankiem autobusowym, z którego musiałam wsiąść do autobusu, aby dotrzeć ku celu mej podróży na czas. Po mojej stronie jezdni stało kilka eleganckich biurowców bez lokali restauracyjnych czy sklepowych. Spośród nich wyróżniała się stara kamienica, wyglądająca na wepchniętą między nowsze budynki. Tynk musiał pamiętać jeszcze czasy II Wojny Światowej. Na parterze znajdowała się niewielka piekarnia. Przez szybę widać było małe wnętrze lokalu, dwa okrągłe drewniane stoliki stojące na jednej nodze i pół tuzina rozkładanych krzeseł.
Weszłam do piekarni przez drewniane drzwi, na których wywieszona była rozpiska godzin otwarcia. Przechodząc przez próg drzwi, poczułam zapach świeżego pieczywa i wypiekanych pierników. Poczułam łzy w oczach. Ten piękny zapach sprawił, że wspomnienia dziadków, ich domu, wspólnych wypieków, bajek na dobranoc wprost we mnie uderzyły. Najpewniej bym się rozpłakała, gdyby nie głos kobiety stojącej za ladą.
- W czym mogę pomóc - spytała mnie kobieta najpewniej po czterdziestce o czarnych, siwiejących włosach i brązowych oczach przepełnionych wrażliwością.
- Dzień  dobry - Przywitałam się z kobietą drżącym głosem, a ona mi odpowiedziała głosem pełnym życzliwość - Chciałabym spytać, gdzie pieczone są produkty sprzedawane w tym lokalu - Nie miałam zamiaru jeść czegoś z hurtowni, mimo tak przyjemnej obsługi.
- A co? W sanepidzie zatrudniają teraz takie młode osoby? - spytała kobieta, śmiejąc się pod nosem- Wszystko piekę na zapleczu albo w moim mieszkaniu na parterze - wskazała dłonią na drzwi na zaplecze znajdujące się za nią - Ale tam, to rzadko.
- Nie, nie, nie jestem z sanepidu, pytam z ciekawości.- Wytłumaczyłam się. Nigdy bym nie chciała pracować w sanepidzie i męczyć kucharzy i innych pracowników. Po co się wszystkiego czepiać.- Chciałabym jeszcze spytać, czy Pani tak sama wszystko piecze?- wskazałam na witryny z przynajmniej kilkoma rodzajami chleba i tuzinem różnych ciast i ciastek.
-Tak, niestety- twarz kobiety spochmurniała- kiedyś pomagał mi mój mąż. Ta piekarnia była naszym marzeniem od zawsze. Ziściło się ono kilka lat temu.- Głos kobiety brzmiał, jakby za każdym razem, jak opowiadała tę historię, rozdrapywała starą ranę.- Niestety niedane nam było długo się tym cieszyć. Marek… on zachorował. Robiliśmy wszystko, by wyzdrowiał, lecz mimo tych wszystkich drogich lekarstw… on - jej głos się załamał. Ręce przycisnęła do piersi, roniąc łzę - Po jego śmierci popadłam w długi, wszystko przez te durne lekarstwa, które i tak nic nie dały. Teraz ledwo wiążę koniec z końcem, a długi wciąż są i nie znikną pewnie jeszcze przez wiele lat.
- Bardzo mi przykro - powiedziałam głosem przesiąkniętym współczuciem. Śmierć kogoś bliskiego jest po prostu czymś okropnym.
- Dziękuję, ale słowa nic mi nie pomogą - spojrzała w stronę drzwi frontowych - Dobrze, że chociaż nie mogę narzekać na brak klientów. Po tej stronie ulicy nie ma takich lokali, więc przynajmniej stali klienci robią tu zakupy…
- A mimo to długi wciąż są wysokie i ciągle wzrastają – podsumowałam historię kobiety. W tym właśnie momencie zauważyłam, że na ścianie za ladą wisiały różne informacje o fundacjach zajmujących się leczeniem osób chorych na raka. „Więc na to umarł jej mąż, tak jak moja ciocia”- pomyślałam. Tylko dlaczego teraz to sobie przypomniałam? Nie mogę się przecież teraz rozpłakać. Nie mam już pięciu lat. Muszę być twarda. Przetarłam oczy dłońmi.
- Dokładnie - potwierdziła prawdziwość moich słów. Jej oczy przepełnione były smutkiem - ale chyba nie przyszłaś tu słuchać mojej historii.
- Może i to nie jest główny cel mojej wizyty, ale zakup tych wypieków nie przekreśla możliwości wysłuchania pani historii - powiedziałam nieco zbyt oficjalnie, zawsze podświadomie tak mówiłam, gdy chciałam ukryć swoje emocje - to znaczy każdy musi się podzielić swoim smutkiem z nieznajomą osobą.
- Może i masz racje - powiedziała kobieta, przecierając oczy - jednak wciąż nie złożyłaś zamówienia.
-To prawda – przytaknęłam - poproszę tuzin tych ciastek z czekoladą oraz jedną drożdżówkę z makiem - złożyłam zamówienie, jakby wcześniejsza część rozmowy nie istniała.
- Proszę - oznajmiła kobieta, w jej głosie wciąż czuć było dawną rozpacz. Założyła na swoje dłonie o czerwonych paznokciach foliowe rękawiczki, a następnie spakowała do dwóch brązowych papierowych toreb moje zakupy, które zaspokoją mój ludzki głód. Następnie podliczyła ona ceny wypieków i podała mi tę niewielką kwotę.
Wyjęłam z torby portfel i otworzyłam przegrodę na banknoty. Wzięłam w  jedną rękę wypieki, a drugą położyłam na ladzie banknot o wysokim nominale, a następnie w pośpiechu prawie wybiegłam z piekarni.
Na dworze poczułam chłód i wilgoć. Miałam nadzieję, że kobieta nie wyjdzie oddać mi reszty. Te pieniądze były bardziej jej potrzebne niż mnie. „Są takie chwile, gdy każdy potrzebuje pomocy kogoś nieznajomego”- myśląc to, pobiegłam w deszczu w kierunku przystanku autobusowego.

Muszę się przyznać, że Optymistka nie wyszła zbyt optymistycznie i że to jest najdłuższe opowiadanie na blogu. 

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. Niezła historia. Naprawdę podziwiam za pomysł. Ogólnie rozdział wciąż na dobrym poziomie a jeśli mam coś zasugerować: Zmniejsz ilość takich poważnych i trącających myszką wyrazów jak "ma stopa, ku celu mej podróży itd" Wiem, że brzmi to tak mądrze, ale z takimi wyrazami trzeba uważać ;)
    Powodzenia w dalszym skrobaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałem się, żeby tekst opowiadania był raz poważny, innym razem nieco luźniejszy, bo to pokazuje jaka jest naprawdę Optymistka. A opowiadanie według mnie jest odrobinę poniżej poziomu.

      Usuń

Prosiłbym o dodawanie komentarzy związanych z tekstem.

Moje Życiowe Opowiadania © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka