Ma prawa stopa w skórzanym obuwiu
wpadła w czeluści kałuży, rozpryskując krople wody dookoła na wilgotny od
ciągłych opadów deszczu bruk. Nie zwracając na to większej uwagi podążałam
dalej. Po mojej czarnej, zimowej kurtce spływał deszcz. Na ramieniu miałam
skórzaną torbę, wypełnioną książkami.
Podążałam na lekcję gry na
fortepianie, gdy poczułam wewnętrzną pustkę. Nic nie jadłam od wczesnego obiadu
w szkole. Rozejrzałam się po okolicy, szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłabym
umorzyć swój ludzki głód. Po drugiej stronie ulicy, na parterze eleganckich,
nowoczesnych bloków stało kilka piekarni i marketów spożywczych, jednej z wielu
sieci. Jednak najbliższe przejście na drugą stronę było zbyt daleko- za
przystankiem autobusowym, z którego musiałam wsiąść do autobusu, aby dotrzeć ku
celu mej podróży na czas. Po mojej stronie jezdni stało kilka eleganckich
biurowców bez lokali restauracyjnych czy sklepowych. Spośród nich wyróżniała
się stara kamienica, wyglądająca na wepchniętą między nowsze budynki. Tynk musiał
pamiętać jeszcze czasy II Wojny Światowej. Na parterze znajdowała się niewielka
piekarnia. Przez szybę widać było małe wnętrze lokalu, dwa okrągłe drewniane
stoliki stojące na jednej nodze i pół tuzina rozkładanych krzeseł.
Weszłam do piekarni przez
drewniane drzwi, na których wywieszona była rozpiska godzin otwarcia.
Przechodząc przez próg drzwi, poczułam zapach świeżego pieczywa i wypiekanych
pierników. Poczułam łzy w oczach. Ten piękny zapach sprawił, że wspomnienia
dziadków, ich domu, wspólnych wypieków, bajek na dobranoc wprost we mnie
uderzyły. Najpewniej bym się rozpłakała, gdyby nie głos kobiety stojącej za
ladą.
- W czym mogę pomóc - spytała
mnie kobieta najpewniej po czterdziestce o czarnych, siwiejących włosach i
brązowych oczach przepełnionych wrażliwością.
- Dzień dobry - Przywitałam się z kobietą drżącym
głosem, a ona mi odpowiedziała głosem pełnym życzliwość - Chciałabym spytać,
gdzie pieczone są produkty sprzedawane w tym lokalu - Nie miałam zamiaru jeść
czegoś z hurtowni, mimo tak przyjemnej obsługi.
- A co? W sanepidzie zatrudniają
teraz takie młode osoby? - spytała kobieta, śmiejąc się pod nosem- Wszystko
piekę na zapleczu albo w moim mieszkaniu na parterze - wskazała dłonią na drzwi
na zaplecze znajdujące się za nią - Ale tam, to rzadko.
- Nie, nie, nie jestem z
sanepidu, pytam z ciekawości.- Wytłumaczyłam się. Nigdy bym nie chciała
pracować w sanepidzie i męczyć kucharzy i innych pracowników. Po co się
wszystkiego czepiać.- Chciałabym jeszcze spytać, czy Pani tak sama wszystko
piecze?- wskazałam na witryny z przynajmniej kilkoma rodzajami chleba i tuzinem
różnych ciast i ciastek.
-Tak, niestety- twarz kobiety
spochmurniała- kiedyś pomagał mi mój mąż. Ta piekarnia była naszym marzeniem od
zawsze. Ziściło się ono kilka lat temu.- Głos kobiety brzmiał, jakby za każdym
razem, jak opowiadała tę historię, rozdrapywała starą ranę.- Niestety niedane
nam było długo się tym cieszyć. Marek… on zachorował. Robiliśmy wszystko, by
wyzdrowiał, lecz mimo tych wszystkich drogich lekarstw… on - jej głos się
załamał. Ręce przycisnęła do piersi, roniąc łzę - Po jego śmierci popadłam w
długi, wszystko przez te durne lekarstwa, które i tak nic nie dały. Teraz ledwo
wiążę koniec z końcem, a długi wciąż są i nie znikną pewnie jeszcze przez wiele
lat.
- Bardzo mi przykro - powiedziałam
głosem przesiąkniętym współczuciem. Śmierć kogoś bliskiego jest po prostu czymś
okropnym.
- Dziękuję, ale słowa nic mi nie
pomogą - spojrzała w stronę drzwi frontowych - Dobrze, że chociaż nie mogę
narzekać na brak klientów. Po tej stronie ulicy nie ma takich lokali, więc
przynajmniej stali klienci robią tu zakupy…
- A mimo to długi wciąż są
wysokie i ciągle wzrastają – podsumowałam historię kobiety. W tym właśnie
momencie zauważyłam, że na ścianie za ladą wisiały różne informacje o
fundacjach zajmujących się leczeniem osób chorych na raka. „Więc na to umarł
jej mąż, tak jak moja ciocia”- pomyślałam. Tylko dlaczego teraz to sobie
przypomniałam? Nie mogę się przecież teraz rozpłakać. Nie mam już pięciu lat.
Muszę być twarda. Przetarłam oczy dłońmi.
- Dokładnie - potwierdziła
prawdziwość moich słów. Jej oczy przepełnione były smutkiem - ale chyba nie
przyszłaś tu słuchać mojej historii.
- Może i to nie jest główny cel
mojej wizyty, ale zakup tych wypieków nie przekreśla możliwości wysłuchania
pani historii - powiedziałam nieco zbyt oficjalnie, zawsze podświadomie tak
mówiłam, gdy chciałam ukryć swoje emocje - to znaczy każdy musi się podzielić
swoim smutkiem z nieznajomą osobą.
- Może i masz racje - powiedziała
kobieta, przecierając oczy - jednak wciąż nie złożyłaś zamówienia.
-To prawda – przytaknęłam -
poproszę tuzin tych ciastek z czekoladą oraz jedną drożdżówkę z makiem - złożyłam
zamówienie, jakby wcześniejsza część rozmowy nie istniała.
- Proszę - oznajmiła kobieta, w
jej głosie wciąż czuć było dawną rozpacz. Założyła na swoje dłonie o czerwonych
paznokciach foliowe rękawiczki, a następnie spakowała do dwóch brązowych
papierowych toreb moje zakupy, które zaspokoją mój ludzki głód. Następnie
podliczyła ona ceny wypieków i podała mi tę niewielką kwotę.
Wyjęłam z torby portfel i
otworzyłam przegrodę na banknoty. Wzięłam w
jedną rękę wypieki, a drugą położyłam na ladzie banknot o wysokim
nominale, a następnie w pośpiechu prawie wybiegłam z piekarni.
Na dworze poczułam chłód i
wilgoć. Miałam nadzieję, że kobieta nie wyjdzie oddać mi reszty. Te pieniądze
były bardziej jej potrzebne niż mnie. „Są takie chwile, gdy każdy potrzebuje
pomocy kogoś nieznajomego”- myśląc to, pobiegłam w deszczu w kierunku
przystanku autobusowego.
Muszę się przyznać, że Optymistka nie wyszła zbyt optymistycznie i że to jest najdłuższe opowiadanie na blogu.
Niezła historia. Naprawdę podziwiam za pomysł. Ogólnie rozdział wciąż na dobrym poziomie a jeśli mam coś zasugerować: Zmniejsz ilość takich poważnych i trącających myszką wyrazów jak "ma stopa, ku celu mej podróży itd" Wiem, że brzmi to tak mądrze, ale z takimi wyrazami trzeba uważać ;)
OdpowiedzUsuńPowodzenia w dalszym skrobaniu
Starałem się, żeby tekst opowiadania był raz poważny, innym razem nieco luźniejszy, bo to pokazuje jaka jest naprawdę Optymistka. A opowiadanie według mnie jest odrobinę poniżej poziomu.
Usuń