Niebiański Żywot na Ziemi/Walentynkowy Special

Troszkę się spóźniłem, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Nie dałem rady opublikować tego opowiadania wczoraj. Jednak mam nadzieję, że wam się spodoba, mimo że rozpoczyna nową kilkuczęściową opowieść. Narodziła się ona w mojej głowie dawno temu, ale dopiero teraz przelałem ją na papier.
(0)

Niebiański Żywot na Ziemi
Dotknąwszy opuszkami palców ziemi, przeszedł mnie nieobrażany dreszcz. Dziwne, nieznane mi uczucie zimna zaatakowało moje szczupłe, blade ciało. Stanąwszy  pewniej stopami na twardym podłożu, me ciało zakryła współcześnie noszona odzież adekwatna do zimowej pogody. Czułem opadający na mnie śnieżny puch, tak zimny i chłodny. W świetle zachodzącego słońca widziałem, jak po mej prawej stronie wiła się droga dla pojazdów, zaś po mej lewej rozciągały się pola rolne. Podążałem w nieznanym mi kierunku wzdłuż drogi.
Gdy nad rankiem słonce wychylało się za widnokręgu, wkroczyłem do metropolii tętniącej życiem od tak wczesnych godzin. Ludzie, jak i mechaniczne pojazdy pokrywali chodniki i jezdnie, przemieszczając się z zawrotną prędkością. Miejsce to wprost tonęło w więzieniu. Nikt nie przejmował się tym, kogo mijał, ani z kim dzielił transport publiczny. Zamiast ludzkiego głosu słychać było jedynie prace silników i uderzenia obuwiem o bruk. Szedłem chodnikiem, mijając się z tysiącami ludzi, którzy pojawiali się, by zaraz zniknąć. Byli dla siebie tak samo obcy, jak dla nowoprzybyłego mnie.
Przez cały dzień błąkałem się po mieście bez jakiegokolwiek celu. Słonce już zaszło, a tłumy ludzi zniknęły. Na ulicy zauważyć można było jedynie pojedynczych mieszkańców czy samochody. Mijając jedną z licznych prawie pustych kawiarni, ujrzałem przepiękną dziewczynę, przez którą bicie mego serca gwałtownie przyśpieszyło. Pewien byłem, że nie ujrzałem jej wcześniej. Nie wiedziałem, czy to przez jej długie, opadające na ramiona różowe włosy, czy szare oczy uważnie śledzące gazetę, a może to przez wózek, na którym była zmuszona się poruszać?
Bez namysłu wszedłem do lokalu, który tonął w różowym świetle. Minąłem kilka pustych stolików oraz ladę kawiarni i stanąłem naprzeciw dziewczyny.
-Mogę się przysiąść?- spytałem się, nieco wahając. Szczerze powiedziawszy, bałem się, że dziewczyna mnie odgoni.
-Jeśli nie przeszkadza ci moja obecność- oznajmiła dziewczyna, odrywając wzrok znad gazety, aby mnie nim dokładnie zbadać. Jej kąciki ust, prawie niewidocznie, uniosły się do góry- Ten kolor włosów jest naturalny?
-Z takim przyszedłem na ten świat- spojrzałem na moje białe niczym śnieżny puch włosy sięgające mi za ramiona. Na moją odpowiedź dziewczyna lekko się zaśmiała, odkładając gazetę.- Co ciebie tak śmieszy?
-Nic-dziewczyna machnęła pobłażliwie ręką- To brzmiało tak, jakbyś dopiero się dopiero zorientował-  dziewczyna wyciągnęła do mnie prawą rękę- Jestem Alison
-Alison? Piękne imię- uścisnąłem dłoń dziewczyny. Była ona delikatna w dotyku.- Miło mi ciebie poznać
-Wzajemnie- kąciki jej ust uniosły się teraz widocznie do góry.-A ty jak masz na imię?
-Oh, ja?- Musiałem się chwilę zastanowić. Jak na mnie wołano tam, skąd pochodziłem..?- Merkury, jestem Merkury, jak ten bóg handlu.
-Oraz zysku i kupiectwa, był także opiekunem celników i złodziei- wtrąciła się Alison.
-To prawda, ale nie porównuj mnie do niego- usiadłem na krześle naprzeciw Alison i oparłem głowę na lewej dłoni- ale wolałbym posłuchać o tobie niż o jakiś starożytnych bogach.
-O mnie?- Alison zamrugała pośpiesznie. Na jej twarzy malowało się zdziwienie.- Niewiele osób pyta o mnie, ale skoro chcesz, mogę ci coś o mnie opowiedzieć. W sumie od urodzenia jestem zmuszona mieszkać w tym zgniłym mieście. Chciałabym stąd wyjechać, a taki wyjazd jest zbyt kosztowny. Nie jestem w stanie zarabiać dość dobrze…- Spojrzała z goryczą na swoje wiecznie nieruchome nogi
-A jeżeli ci pomogę?- wstałem, odsuwając krzesło do ściany- Co prawda dopiero co tutaj przybyłem, ale pragnę z całego serca ci pomóc i z tobą wyjechać daleko od tego miasta.
-Nie możesz mówić czegoś takiego, dopiero co się poznaliśmy- różowo włosa skryła swoją zawstydzoną twarzyczkę w dłoniach- radziłabym ci wyjechać z tego martwego miasta jak najszybciej. Nic dobrego cię tu nie spotka.
-Nie prawda!- podszedłem do dziewczyny. Wziąłem jej dłonie od twarzy i je ścisnąłem.-Już znalazłem coś dobrego w tym mieście. Ciebie.
-Nie mów tak-dziewczyna wyrwała dłonie z mojego uścisku i przycisnęła je do swojej klatki piersiowej- nie masz pojęcia, jak okropne jest to miasto. Odbierze ci czas, poglądy i wolność…
-Rozumiem, że chodzi ci o skutki pracowania tutaj- dziewczyna przytaknęła- Jednak ja nie stanę się korposzczurem. Możesz mi zaufać.
-Wielu tak mówiło- twarz dziewczyny pochłonął smutek licznych rozstań- Większość albo wyjechała samotnie, albo wstąpiło do dużej korporacji, a praca stała się dla nich najważniejsza- wskazała ręką na baristkę stojącą przy ladzie, dziewczyna robiła coś na swojej komórce- niewiele osób dalej próbuje opierać się korporacją, ale jedyne, co możemy zrobić to zbierać pieniądze na wyjazd.
-Zrobię to, ale pod jednym warunkiem- podałem Alison dłoń- Zamieszkam u ciebie, ty będziesz zarabiać na nasze utrzymanie, a ja zajmę się zdobywaniem pieniędzy na nasz wspólny wyjazd.
-Więc Mercury, jeśli naprawdę tak się nazywasz- dziewczyna zaśmiała się głośno, aż baristka zwróciła obojętny wzrok ku nam- Mimo że dopiero się poznaliśmy, pytasz mnie, czy możesz u mnie zamieszkać, aby oszczędzać dla nas pieniądze na wyjazd?
-Tak, mimo że to głupio brzmi- Przyznałem jej się. Dopiero w tej chwili zorientowałem się, jak to musiało głupio brzmieć. Tam, skąd przybywałem, moja propozycja brzmiałaby normalnie, jednak tu, wielu chętnie by zatopiła ostrze noża w dobrodusznym człowieku, który pragnął jedynie komuś pomóc.
-Jesteś pewien?- spytała mnie po raz ostatni Alison
- Oczywiście- oznajmiłem bez wahania.
-W takim razie to miasto sprawiło, że oszalałam, ponieważ się zgadzam na ten układ.- Różowo włosa uściskała moją rękę i odjechała do tyłu wózkiem.-Tylko proszę, nie spraw, żebym obudziła się na tamtym świecie.
-Jak możesz myśleć, że zabiłbym człowieka?- czułem irytacje. Jak ona może myśleć, że zabiłbym człowieka? Nawet jakbym chciał, nie mógłbym zrobić czegoś takiego.
-Tylko sobie żartuję- Alison zasłoniła lewą dłonią usta, z których wydobył się szczery śmiech, zaś prawą machnęła pobłażliwie.- jesteś śmieszny, ale mam prośbę. Idź za mną, nie odzywając się.
-Dobrze- uśmiechnąłem się lekko do dziewczyny. Był to mój pierwszy szczery uśmiech od wieków.
Podążałem za nią do wejścia na zaplecze, gdzie moja nowa współlokatorka tylko się uśmiechnęła do baristki, a ta otworzyła nam drzwi. Różowo włosa prowadziła mnie prosto korytarzem, na którego końcu znajdowała się winda. Weszliśmy do niej, a Alison nacisnęła guzik na piąte piętro. W tle grała spokojna melodia, która uspokoiła moje serce. Wszystko działo się dzisiaj tak szybko, w porównaniu z powolnym, wiecznym życiem w miejscu, z którego pochodziłem. Życie w tym świecie było niesamowite. Tak szybkie, a jak ulotne. Nim się spostrzegłem, Alison wysiadała z już windy. Pojechała do przodu, aż dotarła do drewnianych drzwi mieszkalnych

-Od dzisiaj będziesz tu ze mną mieszkać… 

Udostępnij ten post

2 komentarze :

  1. O matko, ale mi się podoba! Metafory i niektóre teksty trafiają w punkt ^^ Tak w ogóle, miałam wrażenie, że dokładnie opisujesz tu to jak widzę Warszawę XD
    W każdym razie czekam na następną część

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Nie wiedziałem ze aż tak ci źle. Wiem, że nie lubisz dużych miast, ale żeby aż tak?

      Usuń

Prosiłbym o dodawanie komentarzy związanych z tekstem.

Moje Życiowe Opowiadania © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka