Więc rozpoczęło się lato, najcieplejszy okres na całej planecie. Wiecie co idealnie pasuje do upałów? Krótkie opowiadanie, idealne do odprężenia się w cieniu. Zachęcam do przeczytania poprzedniej części Niebiańskiego Żywotu.
Niebiański Żywot w Apartamencie
Niegdyś mroczną noc rozświetlały miliardy gwiazd, z
księżycem na czele. Jednak wraz z rozwojem ludzkości noc utraciła wszelkie
tajemnice, a nieboskłon opustoszał. Mimo że gwiazdy dalej znajdowały się w tych
samych miejscach, ludzkość sztucznym światłem zasłoniła sobie to przepiękne
naturalne, starsze od nich samych źródło światła. Podobnie uczynili z religią.
Wyparli ją ze swej kultury i nauką zastąpili wszelką wiarę w niebiańskie istoty
i zjawiska, a przynajmniej na to wszystko wskazywało. W trakcie mej całodniowej
wędrówki po tym zepsutym mieście, jak to mawiała Alison, nie natknąłem się na
żadną świątynię, ani nawet na małą kapliczkę. Nigdzie nie było słychać także
tradycyjnych kościelnych dzwonów. Ich piękny, upragniony przeze mnie dźwięk ani razu nie
dotarł do mych ludzkich uszu.
Me ponure rozmyślenia przerwał cichy odgłos wyłącznika
światła, dochodzący z drugiego pokoju, w którym znajdowała się sypialna Alison.
Te cichy dźwięk przerwał ciszę panującą w mieszkaniu, ale jedynie na ułamek
sekundy, aby znów pochłonęły mnie własne rozmyślenia.
Tym razem, zamiast pozwolić zatracić się we własnych ponurych
myślach, skupiłem się na umeblowaniu mego azylu. Nie miałem pojęcia, czemu koncentrowanie mej uwagi na otoczeniu uspokajało
mnie. Przez mrok współczesnej nocy dostrzegałem jedynie zarys umeblowania, lecz
barwę i detale utkwiły w mej głowie, jakby starały się zapełnić pustkę w mej
głowie. Leżałem na małej, rozkładanej kanapie, która ku memu zdziwieniu okazała
się dużo wygodniejsza od mojego łoża, do którego przywykłem przez tyle lat. Po
drugiej stronie pomieszczenia znajdowały się drewniane szafki kuchenne z
czarnym, kamiennym blatem. Obok była równie ciemna co skała lodówka i
piekarnik. Na środku pokoju stał drewniany stół, obok którego stało jedynie
jedno, stare, drewniane krzesło. Na tym kończyła się moja wiedza na temat, w
którym miałem od dziś mieszkać. Przepiękna Alison, o włosach barwy kwiatów
kwitnącej wiśni, nie zezwoliła mi na zobaczenie reszty mieszkania z nieznanych
mi powodów. W mojej głosie tworzyły się dziesiątki myśli na temat tego, co może
się tam znajdować, ale nie miałem zamiaru łamać zasad stworzonych przez Alison.
Przecież musi być jakiś powód, dlaczego są.
Leżałem tak na rozłożonej kanapie, wpatrując się w sufit,
póki nie wpadłem w objęcia Orfeusza. Sen to naprawdę dziwna część ludzkiego
życia w trakcie którego tworzymy sztuczne wydarzenia, które zapamiętujemy jako
wspomnienia bez szczegółów, jednak mimo to często sny są mylone z jawą, mimo
że dopiero w trakcie niej dodajemy do nich detale.
Opuściłem krainę marzeń sennych,
nie pamiętając nawet fragmentu snu, równie nagle co się w niej znalazłem. Od razu
otworzyłem swe szare oczy, które zmuszony byłem przymrużyć ze względu na
promienie słońca, które przez niezasłonięte okna padały do pokoju. U stóp mego
łoża siedziała na swym wózku Alison ubrana w długą czerwoną spódnicę i białą bluzkę
bez rękawów, włosy upięte miała w kucyk, na jej nosie znajdowały się okulary z
białą oprawką, a na twarzy gościł szczery, delikatny uśmiech.
-Nareszcie się obudziłeś śpiochu-
powiedziała Alison żartobliwym tonem głosu, który słyszałem po raz pierwszy w
swym krótkim życiu.- Musimy załatwić dzisiaj sporo spraw na mieście, razem-
Dziewczyna wyraźnie podkreśliła ostatnie słowo. Bez chwili wahania przystałem
na ten plan.
Przepraszam, że znów taki krótki tekst, następnym razem postaram się by był lepszy i dłuższy.
Czytam to, gdy upałów nie ma, ale trochę za nimi tęsknię...
OdpowiedzUsuń